Jakub Arak konsekwentnie pnie się w górę po drabinie piłkarskiego rozwoju. Najpierw był wyróżniającym się zawodnikiem legijnych rezerw, potem z rozmachem wtargnął na boiska II ligi i wraz z Zagłębiem Sosnowiec wywalczył awans. W wyższej klasie rozgrywkowej radzi sobie równie dobrze i liczy, że uda mu się podtrzymać tendencję zwyżkową. W rozmowie z nami chwalił Sosnowiec, zdradził co jest dla niego „dużą sprawą” i kto ma… „najszybszą nóżkę” w I lidze!
Daniel Archetka: Gratuluję! Tegoroczne wyróżnienia, to już twoja 4. i 5. nagroda w naszym plebiscycie. Koledzy muszą cię cenić…
Jakub Arak: Bardzo dziękuję! To tym większe wyróżnienie, gdyż wynikające z uznania kolegów po fachu. To ludzie, którzy najlepiej znają się na piłce. Bardzo się z tego powodu cieszę, jest mi niezmiernie miło!
Rok temu zostałeś wyróżniony wśród drugoligowców, teraz w I lidze. Apetyt rośnie w miarę jedzenia?
Nie patrzę pod kątem nagród indywidualnych, ale chciałbym stawać się coraz lepszy, ciągle rozwijać i jak każdy, grać o najwyższe cele. Chciałbym grać w Ekstraklasie, dążę do tego.
A propos rozwoju, gdy zapytałem niedawno trenera Czerczesowa o młodych zdolnych, którzy mogliby zasilić Legię, wymienił twoje nazwisko. W ataku jest jednak silna konkurencja, a ty znów wróciłeś do Sosnowca… Spróbujesz ponownie, za pół roku przekonać do siebie sztab?
Decyzja o tym czy będę grał w Legii, nie należy do mnie, to trener dobiera zawodników. Nie traktuję wypożyczenia jako zsyłki. Przyszedłem tutaj by się rozwijać i pomóc zespołowi, który teraz będzie walczył o awans do Ekstraklasy. Nie myślę o tym gdzie będę grał za pół roku, tylko chcę daj jak najwięcej z siebie w tej rundzie.
Wieść głosi, że kolejni zawodnicy z Warszawy mogą dołączyć do Zagłębia. To chyba dobre miejsce do rozwoju?
Tak, gdy ktoś pyta mnie o Zagłębie, to zawsze mówię o klubie w superlatywach! Mamy fajny zespół, świetnych trenerów, którzy chcą byśmy dobrze grali w piłkę, ale także nasza baza jest bardzo dobra. Myślę, że tej infrastruktury mogłaby nam pozazdrościć połowa klubów Ekstraklasy! Poza stadionem mamy na miejscu dwa naturalne boiska treningowe, jedno ze sztuczną nawierzchnią, a sam klub jest bardzo dobrze zorganizowany. Możemy zaraz po treningu zjeść posiłek w klubowej restauracji… Polecam Sosnowiec jeśli chodzi zarówno o stronę sportową, jak i pozasportową.
Wróćmy na chwilę do samego plebiscytu. Zostałeś wybrany do jedenastki roku, w której w ataku partnerują ci Janusz Surdykowski i Grzegorz Goncerz. Z tym drugim zmierzyłeś się dwukrotnie w tym sezonie (oba mecze wygraliście). Jak zapamiętałeś go z boiska?
Jest to zawodnik, który moim zdaniem spokojnie poradziłby sobie w Ekstraklasie. Jest to jednak zupełnie inny typ napastnika niż ja. Obserwowałem go już wcześniej i to co rzucało mi się w oczy, był jego sposób poruszania się po boisku. Widać, że to piłkarz, który w przeszłości grywał na skrzydle, posiadający niesamowity zmysł do gry kombinacyjnej, lubiący odrywać się od obrońców. Myślę, że Grzesiek zasłużenie został wybrany najlepszym piłkarzem I ligi.
A propos innego stylu gry… Jak odnalazłeś się po awansie do wyższej klasy rozgrywkowej? Różnica między drugą a pierwsza ligą była odczuwalna?
Przyznam szczerze, że na początku w ogóle nie odczułem żadnej zmiany! Jednak teraz, gdy już mam za sobą rundę i sięgam pamięcią wstecz, widzę sporo różnic. Przede wszystkim widać to w przygotowaniu fizycznym, umiejętnościach technicznych, czy też boiskowego doświadczenia. W każdym zespole pierwszoligowym połowa drużyny, a czasem nawet i więcej, ma już za sobą co najmniej debiut w Ekstraklasie, a część z nich miała z nią znacznie więcej do czynienia. W drugiej lidze, gdzie grałem jeszcze wiosną 2015 roku, byli też tacy zawodnicy, ale stanowili zdecydowaną mniejszość. Gra wyglądała chaotycznie. Mówi się o ty w środowisku, że pierwsza liga jest bardzo niewdzięczna… i tak jest! Z drugiej strony kultura gry jest większa niż w drugiej lidze i dla piłkarza, który uzyskał awans, zrobi to dużą różnicę.
Jeśli jesteśmy przy doświadczonych graczach, powiedz coś więcej o innym wyróżnionym, twoim klubowym koledze, Martinie Pribuli. Wiemy już jakim jest piłkarzem, a jak zachowuje się poza boiskiem?
To bardzo pozytywna osoba! W szatni mówi niewiele, jest raczej cichy, ale zawsze chodzi uśmiechnięty. Jest jednym z dobrych duchów szatni, którzy dbają o atmosferę. Jak już coś powie, to od razu poprawia innym humor. Jego łamany polsko-słowacki sprawia nam dużo radości, co prowokuje sporo żartów. Można z nim też oczywiście poważnie porozmawiać, to fajny człowiek. Jeśli chodzi zaś o umiejętności piłkarskie, to nie wiem czy znajdzie się w pierwszej lidze drugi tak dobry zawodnik w grze jeden na jeden! Żeby urodzić się z taką „szybką nóżką”, to chyba sprawa jakiegoś daru! On ma to „coś” i potrafi to wykorzystać, dając drużynie wiele powodów do radości!
A co tobie sprawiło największą radość w 2015 roku?
Najważniejszym wydarzeniem był awans z Zagłębiem. To mój drugi w piłce seniorskiej, a w zasadzie pierwszy z seniorską drużyną, bo w rezerwach Legii tak naprawdę trenowałem głównie z juniorami i młodzieżowcami. Jestem szczęśliwy, ale na pewno nie spocznę na laurach. Kolejny awans będzie niezwykle trudny, co nie oznacza, że niemożliwy.
Grasz od pewnego czasu z seniorami, ale ciągle masz „przywilej” gry w kadrach młodzieżowych. W 2017 roku odbędą się Mistrzostwa Europy U-21 w Polsce. Jak widzisz swoje szanse na grę w tym turnieju?
Szanse są zawsze i ma je wielu z nas. Kluczowym będzie właśnie obecny rok, bo w 2017 trenerzy nie będą chcieli wprowadzać już żadnych zmian. Póki co nie zdążyłem zagrać u trenera Dorny, rozegrałem za to kilka meczów u trenera Stępińskiego. Chłopaki często się śmieją, że sami nie wiedzą, która kadra jest która: „młodzieżowa”, „olimpijska”, u-21, u-20… Nomenklatura nie jest tu jednak najważniejsza, liczy się możliwość występu w reprezentacji. To dla mnie bardzo duża sprawa, chciałbym zagrać na mistrzostwach, ale rywalizacja w Polsce jest ogromna i będzie o to niezwykle trudno. Nie mam jednak wielkiej „napinki”, na pewno się nie załamię, jeśli mnie to ominie, trzeba będzie po prostu pracować dalej.
Na zakończenie mam dla ciebie jeszcze bardziej „przyszłościowe pytanie”. Gdy rozmawiałeś rok temu z naszym redaktorem, wspominałeś, że po skończeniu kariery chciałbyś zostać trenerem. Dalej masz taki plan?
Jestem zdeterminowany w stu procentach, by zostać w przyszłości trenerem. Już teraz chciałbym temu wszystko podporządkować. Mam nadzieję w tym roku obronić pracę licencjacką, a następnie podjąć się pisania magisterki. Nie będzie łatwo, ze względu na dojazdy do klubu i na uczelnię, ale to mnie nie zniechęca. Będę zgłębiał swoją wiedzę i już po skończeniu studiów zapiszę na kursy trenerskie. Na treningach podpatruję trenerów i zapamiętuję co ciekawsze rozwiązania, które mogą mi pomóc w przyszłości.
rozmawiał: Daniel Archetka