Choć jest w Polsce zaledwie od sierpnia, zdążył zachwycić już wielu. Nemanja Nikolić, węgierski napastnik serbskiego pochodzenia stał się nie tylko czołowym strzelcem warszawskiej Legii, ale i całej Ekstraklasy. W rozmowie z nami zdradził co sądzi o zmianie klubu, jaki jest trener Czerczesow i kto jest dla niego najważniejszy w życiu.
Daniel Archetka: To był bardzo intensywny rok. Co najbardziej zapadło ci w pamięci?
Nemanja Nikolić: To był dla mnie dobry rok. Zostałem mistrzem i królem strzelców na Węgrzech, a obecnie jestem w wielkim klubie w Polsce. Legia ma piękne tradycje i ambitne cele, do których chce dążyć. Dla mnie stanowi to dodatkową motywację. Chcę się bić o europejskie puchary, zagrać w Champions League! Na samym początku najważniejszym było zaadoptować się w nowej drużynie, w nowej lidze i zupełnie nowym kraju. Dobre wyniki i bramki bardzo się do tego przyczyniły i pokazały innym na co mnie stać. Odwdzięczyłem się w ten sposób wszystkim, którzy pokładali we mnie nadzieję. Ktoś we mnie uwierzył, sprowadził do Polski i pozwolił strzelać gole dla tego klubu. To znaczyło dla mnie naprawdę wiele. Zobaczysz, że latem uda nam się osiągnąć wszystko co sobie założyliśmy w Legii.
Na Węgrzech zdobywałeś mnóstwo bramek, wygląda na to, że w Polsce będzie jeszcze lepiej, bo już teraz masz tyle goli co meczów w lidze. Przypuszczałeś, że tak może się to potoczyć?
To ostatnie pół roku było naprawdę niewiarygodne! Tak jak powiedziałeś, w poprzednim sezonie strzeliłem 21 goli, co dało mi tytuł króla strzelców, a teraz już na półmetku mam ich tyle samo! Myślę, że niewielu myślało, że będę zdobywał bramki, nie mówiąc już o takiej ich liczbie. Większość pewnie miała wątpliwości co do mojego przyjścia, nie sądziła, że sprostam presji. Udało się jednak i myślę, że to zasługa wiary, zarówno w siebie samego, jak i wsparcia mojej rodziny. Rodzice byli blisko mnie, mój brat wspierał mnie w ciągu całej kariery… Bardzo chciałbym się zapisać w historii takiego klubu jak Legia, wyśrubować jakiś wyjątkowy rekord. Mam jeszcze na to trzy miesiące, póki sezon się nie skończy.
Te kilka dotychczasowych miesięcy wystarczyło, by koledzy z całej ligi uznali cię najlepszym spośród nich. Czujesz tę nobilitację, jaką dały ci wyróżnienia w naszym plebiscycie?
To naprawdę wielka rzecz. Gdy jest się nowym, zwłaszcza w zagranicznej lidze, trzeba zrobić wszystko, by być lepszym od innych, zwłaszcza od miejscowych. Chcąc grać w pierwszym składzie muszę każdego dnia walczyć o swoją pozycję, tak to wygląda w przypadku obcokrajowców. To cudowne uczucie, gdy zarówno twoi koledzy, jak i rywale uznają twoje umiejętności i doceniają twoją grę. Słowa pochwały od kolegów z boiska mają największą wartość!
Oprócz zdobycia nagrody „Piłkarza Roku w Ekstraklasie” znalazłeś się w zacnym gronie wyróżnionych napastników. Kojarzysz swoich „partnerów” z 11?
Zwoliński, to ten z Pogoni, prawda? To dobry napastnik, ale ja skupiam się na swojej grze, nie podpatruję innych drużyn. W momencie gdy stało się o mnie trochę głośniej, czasem coś obejrzałem lub przeczytałem w Internecie, ale generalnie staram się wyłączyć od futbolu poza meczami i treningami. Najważniejsza w czasie wolnym jest dla mnie moja rodzina. Mówiąc całkiem szczerze, telewizor i komputer mogą być dla mnie wyłączone.
Jaka dla ciebie jest polska piłka?
Infrastruktura jest na bardzo wysokim poziomie, a specjaliści odpowiedzialni za marketing naprawdę znają się na swojej robocie. Telewizja także robi swoje. Atmosfera jaka tworzy się przed i po meczu w studiach jest bardzo profesjonalna, przypomina mi to otoczkę jaka panuje w niemieckiej Bundeslidze. Ludzie są szaleni na punkcie piłki, kibice świetnie wspierają swoje drużyny. Piłka nożna jest dla kibiców, którzy są szczęśliwi, mogąc oglądać dobre mecze. Każde nasze spotkanie śledzi na stadionie 20-30 tysięcy widzów, którzy przychodzą, by obejrzeć widowisko. To wywiera na nas, piłkarzach, pozytywną presję, by sprostać ich oczekiwaniom.
Coś cię zaskoczyło po przyjeździe do Warszawy?
Wiedziałem, że rytm treningowy będzie ciężki i byłem na to przygotowany. Gramy otwarty futbol, który jest atrakcyjny. Wiele drużyn ustawia się przeciw nam defensywnie, ale coraz częściej przeciwnicy, którzy przyjadą na Łazienkowską są dodatkowo zmotywowani, by wygrać na tym trudnym obiekcie. To jest bardzo fajne, na Węgrzech wygląda to niestety nieco gorzej.
Jak wygląda praca z trenerem Czerczesowem? Na konferencjach jest dowcipny i jowialny – w szatni wygląda to podobnie?
To bardzo twardy i konkretny fachowiec. Trener zwraca się bezpośrednio do każdego z nas. Prawdą jest, że czasem stara się trochę zluzować, ale w odpowiednim momencie każdy musi być skoncentrowany na pracy. Bardzo dobrze mi się z nim współpracuje, czuję że we mnie wierzy i dzięki temu, daje mi swobodę w grze. Czuję w swoich poczynaniach wpływ jego treningów, dzięki którym staję się lepszym piłkarzem. To profesjonalista, dla którego chce się pracować i dawać z siebie wszystko na murawie.
W waszym ostatnim jesiennym meczu na Łazienkowskiej zremisowaliście z Piastem. Zanosi się na to, że właśnie między wami będzie toczyła się rywalizacja o tytuł. Czujecie się wystarczająco mocni by przegonić lidera?
Piast to bardzo silna drużyna, która funkcjonuje w dobrej atmosferze. W piłce nożnej pięć punktów to jednak tak naprawdę nic. Jeden lub dwa mecze i sytuacja może się kompletnie zmienić. Dodatkowo nastąpi podział punktów, po którym także się z nimi zmierzymy. Mamy łącznie 16 meczów, w których będziemy walczyć o każdy punkt, który przybliży nas do mistrzostwa. To mistrzostwo rozpoczyna się już teraz, na Malcie, gdzie przygotowujemy się do rundy wiosennej. Chcemy pokonać każdego, z kim przyjdzie nam się mierzyć, również w Pucharze Polski, bo każdy z nas chce zgarnąć to trofeum.
W Videotonie spędziłeś pięć lat. Chciałbyś tyle samo pograć dla Legii czy myślisz o silniejszych ligach?
Moment, w którym chcesz zmienić swój klub i podjąć się nowych wyzwań jest bardzo ważny. Grałem w Videotonie pięć lat nie dlatego, że bałem się opuścić drużynę, ale czułem, że chcę jeszcze coś zrobić dla tego klubu, że jestem im potrzebny. Zmiana musi być przemyślana i wiązać się z czymś większym. Zmiany dla samych zmian nie są dla mnie. Nie chciałbym zmieniać klubu tylko po to, by grać w lepszej lidze, ale nie móc potem powiedzieć, że przeżyłem coś równie dobrego jak z Videotonem. Czekałem na dobry moment i taki nadszedł właśnie w ostatnim roku. Biłem się każdego roku o tytuł, dwukrotnie zostałem Mistrzem Węgier i poczułem, że potrzebuję nowej motywacji, nowych wyzwań. Legia dała mi taką szansę! Nie jestem osobą, która lubi zmieniać swoje miejsce, na pewno po roku nie będę chciał uciekać, jednak futbol jest nieprzewidywalny i wiele może się zdarzyć. Jednego dnia grasz, jesteś świetny, a już drugiego klub chce cię sprzedać. Mam za sobą świetne pół sezonu, prasa już spekuluje o tym, kto mógłby mnie kupić, ale ja jestem spokojny. Tu jest moje miejsce, tu jest moje boisko i na tym się skupiam. Być może nawet zostanę w Warszawie na następne pięć lat…
Wspomniałeś o swojej rodzinie, która jest dla ciebie bardzo ważna, masz nawet wytatuowane imiona swoich najbliższych…
Tak, są dla mnie bardzo ważni! Praktycznie są mną! Gram i walczę nie tylko dla siebie, ale także dla nich, przede wszystkim dla nich. Życie z piłkarzem nie jest łatwe. Mamy dwójkę wspaniałych dzieci, których rodzice często są poza domem. Ja jestem na treningach, wyjeżdżam na zgrupowania, moja żona także ma ciężką pracę, która pochłania mnóstwo czasu. Bardzo doceniam ich poświęcenie oraz to, że gdziekolwiek bym się nie przeniósł, oni pójdą za mną i będziemy razem. Dzięki ich obecności mogę skupić się w pełni na pracy, na treningach i nie martwić o to, że coś może być z nimi nie tak, gdyż wiem, że są blisko. Muszę też wspomnieć o moim bracie i moich rodzicach. Wierzę w nich, mam w nich oparcie, tak w dobrych, jak i złych chwilach.
Węgry zagrają na EURO. Jak ludzie przyjęli wasz awans? Są jakieś porównania do “Złotej Jedenastki” sprzed lat?
Wieczór, w którym pokonaliśmy Norwegów był cudowny! Mecz był ciężki, ale atmosfera po zwycięstwie zrekompensowała nam te trudy. Czuliśmy, że reprezentujemy cały kraj, każdego pojedynczego Węgra. Wszyscy dziennikarze, również ci krytyczni, każdy kibic, dosłownie wszyscy byli tego dnia z nami. Dostaliśmy się na wielki turniej po 44 latach przerwy, po długim oczekiwaniu, więc tym bardziej nasza radość była niepomierna. Dobra atmosfera utrzymuje się zresztą do tej pory… Mamy sześć miesięcy by przygotować się do turnieju i chcemy maksymalnie wykorzystać naszą szansę. Chcemy cieszyć się tą imprezą i powalczyć o jakąś niespodzianką. Kto wie, może będziemy takim „czarnym koniem”.
rozmawiał: Daniel Archetka