Janusz Dziedzic to dobry, podręcznikowy wręcz przykład na to, że przebranżowienie po zakończeniu kariery piłkarza nie musi wiązać się z bólem i problemami. Równie pewnie jak niegdyś na boisku, dziś radzi sobie na rynku nieruchomości i wraz ze swą marką jInwest, pomaga piłkarzom w zabezpieczeniu ich pozaboiskowych interesów.
Daniel Archetka: Jak wspominasz swój ostatni mecz?
Janusz Dziedzic: Mam mieszane uczucia, bo nie sądziłem wtedy, że to będzie mój ostatni mecz. Z jednej strony robisz coś co lubisz i kochasz, a z drugiej masz świadomość, że to się kończy. Piłka nożna to najlepszy zawód na świecie, więc ciężko mówić, że traktuje się to jak pracę… To wspaniałe uczucie: robić co kochasz i dostawać za to jeszcze pieniądze! O futbolu mogę mówić w samych superlatywach.
Ciężko się przygotować na coś takiego, jak nagłe zakończenie kariery, ale podejrzewam, że musiałeś mieć już jakieś przemyślenia, zdawać sobie sprawę z tego, że w pewnym momencie dobiegnie ona końca.
Cóż, dzisiaj bariera wieku i przygotowania fizycznego u piłkarzy znacznie poszła do góry, ale ja też przez całe życie bardzo na siebie uważałem, zwłaszcza jeśli chodzi o odżywianie i regenerację. To może tylko pomóc „przeciągnąć” karierę o kilka lat. I z całą świadomością używam słowa „kariera”, bo nie do końca rozumiem piłkarzy, którzy z taką delikatną nutką wstydu zamieniają to słowo na „przygodę”. Trzeba sobie to powiedzieć wprost: przygodą można nazwać wiele rzeczy, ale nie zgodzę się na mówienie tak o czymś co trwa kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Jeden ma mniejszą, drugi większą, ale to jest kariera i ja się nie boję używać tego słowa. Myślałem, że moja kariera potrwa nieco dłużej, jednak byłem świadomy tego, że w pewnym momencie trzeba będzie zmienić swój świat. Zacząłem się uczyć języków, które mogłyby mi się przydać w przyszłości i absolutnie nie żałuję tej świadomej decyzji. Dzięki temu, że zacząłem odpowiednio wcześnie myśleć o przyszłości, dużo łatwiej poruszam się teraz w życiu.
Brzmisz jak człowiek, który od początku wiedział czego chce i do czego dąży. Skąd czerpałeś wzorce?
Myślę, że wynika to z tego, że oddawałem się temu w całości. Bardzo ważnym dla mnie było słowo profesjonalizm. W sporcie zawodowym bardzo często decydują niuanse, a dzisiaj każdy wie co trzeba robić, by być na odpowiednim poziomie. Kwestia tylko tego jak się zaadoptujesz do warunków i jak wcielisz to w życie.
W teorii tak, ale praktyka pokazuje, że nie każdy jest w stanie wykorzystać tę wiedzę. Zwłaszcza młodzi piłkarze zdają się głównie na decyzje menedżerów, a gdy zostają sami, okazuje się, że trudno im się odnaleźć.
Poruszyłeś bardzo ważną kwestię teorii i praktyki. Fajnie jest wiedzieć wiele, ale najistotniejsze jest jak to zrobić. Myślę, że u mnie stało to na wysokim poziomie. Z tyłu głowy cały czas miałem, że jeśli się nie poświęcę pracy i odpowiednio nie zregeneruję, to potem wyjdzie to na boisku. Bardzo dbałem o to by moja dyspozycja przekładała się potem na moją grę. Niestety pojawiło się trochę problemów ze zdrowiem, co nie wynikało wcale z faktu bycia, tzw. „szklanym zawodnikiem”. Przeszedłem dziesięć operacji, z którch każda była następstwem urazu mechanicznego. A to ktoś wszedł i złamał mi nogę, a to chociażby w tym ostatnim meczu w Płocku, kiedy stoper nie zdążył na czas – ja uderzyłem w piłkę, a on uderzył mnie w głowę. Miałem skomplikowane, otwarte złamanie. Kiedy pojawiłem się w szpitalu, wyglądałem tak strasznie, że personel tak się przestraszył, że kazano mi zawrócić i udać się gdzie indziej! Śmialiśmy się z chłopakami, że jakby kręcono remake Avatara, to mógłbym spokojnie wystąpić bez charakteryzacji (śmiech).
Pewnych sytuacji nie da się przewidzieć, można tylko przygotowywać się na ich nadejście, a to i tak może nie wystarczyć.
Tak, pojawiło się ich trochę i to w takich kulminacyjnych momentach. Byłem bliski wyjazdu zagranicznego, do fajnego klubu i nagle „ciach!”, przytrafiła się kontuzja, długotrwała kontuzja. Jednak ta moja samoświadomość była dobrze rozwinięta, wiedziałem że należy pracować, nie zaniedbywać siebie. Wiadomo, że każdy gdzieś tam na drugim planie myśli o rzeczach stricte materialnych, ale tą pierwszą, naturalną, największą wartością dla piłkarz powinien być futbol. Kiedy ktoś odda się piłce całkowicie, to w końcu i pieniądze przyjdą. Ja też byłem swego czasu niecierpliwy, ale wydaje mi się, że ta moja samoświadomość była na wystarczająco wysokim poziomie, że mogłem sukcesywnie przechodzić kolejne szczeble kariery. Pomimo tych dziesięciu operacji na swoim koncie nie żałuję nawet jednego dnia na boisku i z nikim nie zamieniłbym się, za nic. Jestem wdzięczny za to co mogłem przeżyć, kogo poznać i co zobaczyć.
Mówimy cały czas o świadomości piłkarza. Jak daleko wykraczała ona poza karierę piłkarską? Miałeś już wcześniej na siebie jakiś pomysł?
Zawsze wiedziałem, że z moją predyspozycją do nauki języków będzie mi łatwiej w przyszłości. Nie było jednak tak, że wiedziałem konkretnie co chcę i co na pewno będę robił. W perspektywie piłkarza przewija się w głowie praca trenera, skauta, menedżera albo kogoś związanego bezpośrednio z naszą branżą. Ja natomiast dużo wcześniej interesowałem się nieruchomościami i zacząłem rozwijać się pod tym kątem.
Czyli postawiłeś na rozwój zainteresowań, czegoś w czym czujesz się dobrze, pewnie.
Dokładnie. Choć to też nie jest tak, że cały swój wolny czas, całą swoją siłę wkładałem w naukę już w trakcie kariery, ale przyszedł taki moment, w którym zdałem sobie sprawę, że będąc człowiekiem ambitnym, który chce coś osiągnąć w życiu, muszę się zabrać na poważnie za przygotowania do tej „drugiej kariery”. Piłka nożna na pewno świetnie kształtuje charakter, pomaga pokonywać przeciwności losu. U mnie na pewno takim przykładem było ciągłe powracanie po kontuzjach. Jeśli masz w sobie siłę i pasję, to potem zdecydowanie łatwiej jest się odnaleźć. Zrozumiałem, że nieruchomości, to kierunek, w którym będzie mi się zdecydowanie łatwiej odnaleźć, a i przy okazji będę mógł dzięki temu zrealizować swoje osobiste cele.
I jak to wyglądało w praktyce?
Postanowiłem wcielić teorię w praktykę i nawiązałem współpracę z największymi firmami w Polsce działającymi w branży nieruchomości. Nie powiem, że początki były łatwe, bo po pierwszych szkoleniach myślałem, że głowa mi eksploduje. Jednak ta determinacja, która pomagała mi wcześniej w sporcie, tutaj też się sprawdziła i finalnie udało mi się doprowadzić sprawy do końca. Jestem tylko optymistą, jeśli chodzi o przyszłość.
Zostańmy w takim razie przy tych początkach. Co było dla ciebie najtrudniejsze?
Fakt, że przechodzisz do tak zwanego „normalnego życia”. Spotykałem się nieraz na szkoleniach z ludźmi, którzy łapali się za głowy, jak słyszeli czym zajmowałem się wcześniej. „Piłkarz? Co ty tu robisz, chłopie?!”. Zdawałem sobie sprawę, że zaczynam od zera, staję na starcie razem z wszystkimi innymi i znów muszę pokazać na co mnie stać. Wyścig się zaczyna. A musimy też podkreślić, że w obecnych czasach konkurencja na rynku jest ogromna, ludzie są coraz lepiej wykształceni i ta rywalizacja jest nieustanna. Na pewno człowiekowi, który miał do czynienia ze sportem jest nieco łatwiej, bo ma to już we krwi i w pewnym sensie stanowi to dla niego przedłużenie tych zachowań i doświadczeń, z jakimi się do tej pory spotykał. Na pewno jednak nie było mi z górki i pojawiały się pewne wątpliwości, które trzeba było przezwyciężyć.
Co jeszcze zaczerpnięte z piłki było dla ciebie pomocne w rozwijaniu nowej pasji?
Poza wspomnianą determinacją, na pewno optymizm i wiara we własne siły. Zdawałem sobie sprawę, że mnóstwo rzeczy będzie dla mnie całkowicie nowych, a ja, jako perfekcjonista lubię być dobry w tym co robię, dlatego pojawiały się różne wątpliwości. Natomiast byłem pewien, że tak jak w piłce, gdy zawezmę się za siebie i wyćwiczę niezbędne umiejętności, będę w stanie zajść daleko.
I w jakim miejscu teraz jest marka jInwest? Co może dać piłkarzom-członkom związku?
Gdy zaczynałem w nieruchomościach, pomyślałem, że fajnie by było kiedyś współpracować z ludźmi związanymi z piłką, ze środowiskiem bliskiemu memu sercu. Pamiętam jak ja zaczynałem, ile treningi zajmowały mi czasu. Wyjazdy, mecze, mikrocykle, to wszystko angażowało tak mocno, że nie było czasu na nic innego, bo w całości chciałem poświęcić się piłce, mojej karierze, mojemu rozwojowi. Pamiętam, że w moim życiu pojawili się ludzie, którzy pomogli mi z ogarnięciem innych spraw życiowych. Oczywiście, musiałem za to zapłacić, ale sam fakt, że miałem pewność i bezpieczeństwo oddania tej sfery w ręce zaufanych specjalistów był bezcenny. Zdjęli ze mnie ciężar chodzenia po urzędach, sprawdzania papierów i patrząc z perspektywy czasu myślę, że też mogę to zaoferować. Dużym moim atutem jest też moja mobilność. Mogę być w krótkim czasie w wielu miejscach w Polsce i z racji tego, że grałem w wielu klubach, mam łatwość odnajdywania się w przestrzeni, do tego dochodzą rozległe kontakty i preferencje w rozmowach z deweloperami, których nie dostanie się z ulicy. Mogę pomóc w negocjacjach i poprowadzeniu całej transakcji, zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. Oferuję przygotowanie od podstaw i przede wszystkim komfort dla zawodników.